Poczułem nagłą potrzebę napisania czegoś. Pewnie przez to, że zjadłem dzisiaj trzecią czekoladę (no co, promocja była). Nosi mnie. Tylko nie wiem o czym mam pisać...
Chwilę (nie tak znowu długą) później - Już wiem. Ketchup.
Jak to wymówić? Na pewno nie tak, jak się pisze (wymowa graficzna).
'Ketchup' - trudne w wymowie, nie brzmi najlepiej. No to może wymowa fonetyczna. 'Keczap' - brzmi dobrze, łatwiej wymówić.
Tymczasem ktoś stwierdził, że "poprawna" wymowa to 'keczup'. Jaki w tym sens? Czy tylko mnie irytuje taki brak konsekwencji? Mój wrodzony pedantyzm (pedałtyzm?) nakazuje mi wymawiać 'keczap'.
Co mnie obchodzi, że ktoś postanowił inaczej. Kto? Jakim prawem? Dlaczego mam uznawać czyjeś postanowienia, o tym jak powinienem wymawiać słowa?
Nie mam nic przeciwko temu, żeby inni uznawali wytyczne jakiejś Rady Języka Polskiego, Komitetu Ortograficznego, czy kogo sobie tam chcą, ale ja nie mam zamiaru.
PS. Cukier uzależnia. Takie namiętności są "niegodne filozofa" - nawet domorosłego i samozwańczego.
PPS. W sumie Sokrates też nie miał dyplomu a jakoś nikt nie kwestionuje, że był filozofem. Że nie było organu, który by wydawał dyplom? A gdyby był to by umniejszało Sokratesowi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz